środa, 13 grudnia 2017

Będzie inaczej czy INACZEJ NIE BĘDZIE?

Cześć! Szkoda gadać. Właściwie pisać. O tym, że nie piszę. Albo że piszę mało. Za mało. Więc zamiast tego po prostu napisałem do Ciebie teraz. Tuż przed północą. Jeśli jutro będzie czwartkiem, a nie końcem świata to w ten dzień co będzie po czwartku znowu coś będzie.

I tak co drugi dzień od dziś. Bo ze wszystkich rzeczy na świecie, najbardziej nie chcę, żeby mnie koniec świata (nieważne czy taki mój prywatny czy globalny) zastał, gdy okaże się, że pisałem za mało. I te wszystkie nienapisane wiersze będę musiał zostawić samotne. Chcę je napisać. Chcę żeby zostały z Tobą.

Wiersze dwa. Jeden znów luźno inspirowany piosenką Jaromira Nohavicy, którą tutaj dla Ciebie zostawiam. Drugi jest kontrowersyjny. A przynajmniej starałem się by taki był. W tym czasie kiedy go pisałem powróciłem do czegoś śmierdzącego, do czegoś co potrafi mnie niszczyć i ciągnie się za mną. Są dwa aspekty smrodu - nasze ludzkie błądzenie jako takie (inni nie będziemy) i pewne powtarzalne błędy, nawyki, które powinniśmy stale wyrzucać z naszego życia. W wierszu jest też o wyborze. Co chcesz wyrzucić a z czym i dokąd iść dalej.

Nie chcę siedzieć. Chcę iść i pisać (kurczę, a ta moja jazda na wózku to bardziej chodzenie czy siedzenie? ;) ).


Uściski,
Cynamonowy Subiekt






Inaczej nie będzie 

Poezja te twoje słowa
linijki kreślę jak maniak
a niemy powie dosadniej.
że inaczej nie będzie
jest tak jak jest
pisz jak jest

jak się coś chowa to tak napisz
nie że ucieka,
jak się boi to tak napisz,
nie że tchórzy
inaczej nie będzie skoro
jest jak jest.

jeśli prawda jest jak gorzka kawa
wielu nagle wolałoby herbatę

skoro tak stawiamy sprawę
na ostrzu noża
to dziękuję za wszystko
fusy wchodzące w zęby
i posmak goryczy na koniec
jak ostatnie dźwięki heligonki.

9.11.2017


Lubię - nie lubię

Lubię życie
Smak piachu kiedy upadasz
To już mąka na bochenku chleba

Lubię gdy śmierdzi
Przynajmniej wiem że muszę
Znów wyrzucić gówno za okno

Lubię śmierdzieć
Bo to zapach wszystkich nas
Nie ma sensu wyrzucać się z okna

Nie lubię kiedy
Siedzimy razem w miękkich fotelach
I oglądamy jak film życie, którego nie wybraliśmy

Zróbmy to - ten wybór
drogi własnej jak koszulki na dziś
jest najważniejszym jaki nas czeka.

24.10.2017



sobota, 4 listopada 2017

(PO)ŚWIĄTECZNIE, czyli na bogato!

Cześć!

Dzisiejszy post jest dla mnie szczególny. Okazuje się, że fanpage mojego bloga obserwuje od niedawna blisko 150 osób! To dla mnie duża radość i potężna motywacja do pracy nad blogiem (nie wypada was zawieść kolejnym przerwaniem "działalności" ;) ) Bardzo, ale to bardzo, wszystkim Wam dziękuję (zwłaszcza tym, którzy zachęcali mnie do powrotu) i mam nadzieję że będziecie często zaglądać do sklepu z Cynamonowymi Wierszami. Jeśli jesteście nowi polecam zajrzeć do zakładek "O mnie" oraz "O blogu, dowiecie się nieco więcej o Cynamonowym Subiekcie...

Z tej, świątecznej w gruncie rzeczy okazji, mam dla was dwa starsze utwory publikowane na samym początku działania sklepu z Cynamonowymi Wierszami. "SOS do św. Franciszka" to mój pierwszy wiersz doceniony na konkursie poetyckim. Ale lubię go z innego powodu. Poruszył serca wielu ludzi i było to pierwsze moje "pisanie", które zaprezentowałem szerszej grupie odbiorców.

Napisany koło północy, w przeddzień terminu nadsyłania prac ;) I nagroda w konkursie poetyckim EKO - Planeta 2014. Tematem był klimat Ziemi, również rozumiany w szerszym kontekście - jako klimat relacji międzyludzkich, między Bogiem, a człowiekiem, czy podejścia do samego siebie.


SOS do św. Franciszka

Biedaczyno bogaty w niebieski
święty Franciszku
jesteś patronem ekologów
bo byłeś blisko zwierzątek świergoliłeś z ptaszkami
to było ważne piękne
Ale najważniejsze że badałeś zależność
stworzeń od Stworzyciela

Wiecznie dostajesz pewnie
długą listę skarg próśb zażaleń
ja próśb dodam parę

Nawróciłeś pogubionego wilka z Gubbio
ludzie też się gubią
naucz nas nie patrzeć na siebie wilkiem
nie warczeć
nie rzucać się z pazurami
czekać cierpliwie nie wyć do księżyca
nie ubierać się w podrobioną wełnianą kamizelkę
służyć łagodnie bez merdania ogonkiem
zmieniać klimat wokół nas żeby
najwięcej było tej po wierze i nadziei
Największej Siostry
zabierać chłód ocieplać atmosferę
pomóż wypełnić Największą Siostrą dziurę duszy
podnieść poziom dobra
i biometr wzajemnego zaufania i szacunku

Daj dobrą pogodę dla
pielgrzymów
tułaczy
bogaczy
biedaczyn
skał
tomaszów
janów
piotrów
judaszy
wszystkich nas


Daj dobre klimaty…

"Dziewczyna w sepii" to niezwykły utwór dlatego, że powstał w nietypowych okolicznościach i zapoczątkował moją znajomość z tytułową dziewczyną. W tym miejscu wielkie dzięki dla Weroniki Kułacz (czyli W.), Magdy Miller (tak, to właśnie M.!) i ogromnie utalentowanej fotografki, Neli Pajdzik za to że mogłem ten wiersz nie tylko napisać, ale i opublikować. Bez Was, by go nie było!

To jeden z tych wierszy, które napisałem dla kogoś. Jego historia w skrócie prezentuje się tak: przyjaciółka W. poprosiła mnie żebym napisał wiersz dla pewnej M. na podstawie... zdjęcia. Więc napisałem, a on spodobał się M. Reakcja była tak entuzjastyczna, że jeszcze mocniej uwierzyłem w swój talent. Tak to dzięki poezji zyskałem nie tylko kolejną fankę, ale też poznałem wspaniałą osobę. Za piórem panny sznurem ;) Zatem M., specjalnie dla ciebie!
fot. Nela Pajdzik

Dziewczyna w sepii

Lubię cię w sepii: czarno białą,
Zaskakująco spokojną i stałą.
Pośród trzcin złamanych bez korzeni
Zamykasz oczy marząc, że już nic się nie zmieni.

Że szum traw już zawsze będzie koił zmysły,
Dotknie ust wiatr zbłąkany, a sny, które już prysły,
Pozostaną na zawsze pod zimną ziemią skryte,
Byś mogła skupić się na tym, co nowych celów szczytem.

Stojąc tam, po prostu czujesz się pewną,
że choć dokoła ciebie rośliny ciągle więdną,
Ty pozostaniesz sobą, ze zdjętą maską, w smukłej czerni.
Tacy są młodzi: szukający, lecz marzeniom wierni.


Zaś do tego wszystkiego utwór świeżutki, refleksyjny, o moim dzieciństwie i największym marzeniu z tego okresu - chciałem być bramkarzem. Teraz moje plany i pragnienia są zupełnie inne, ale pewna rzecz się nie zmieniła. Chciałbym z taką samą siłą marzyć cały czas, ze wszystkich sił starając się je zrealizować. Jedno z marzeń  - dzielenie się swoją twórczością - realizuję dzięki Wam.


Marzenia

Bawiłem się kiedyś w bramkarza
najlepszego w całym pokoju
latającego od szafki do szafki
wyskakującego co najmniej na wysokość półek

tak było pięknie marzyć bez skrupułów
że dziś aż szkoda mi przestawać
więc wracam myślami do czasów kiedy
byłem najlepszy w całym pokoju

i skoro możliwe było wierzyć
w tak irracjonalne rzeczy
to jak to się ma do marzeń
o pracy
o żonie cierpliwej jak kropla
o domu tętniącym krokami
o nogach trwalszych od zapałek
o dniu następnym 
co
już zaraz
spełnić się może
na naszych oczach. 

Dziękuję jeszcze raz i do zobaczenia wkrótce,
Dominik (Cynamonowy Subiekt)

wtorek, 24 października 2017

TELEGRAM i WOLNOŚĆ, czyli wtorek z Puchatkiem

Cześć!

Wtorkowy poranek to idealna pora na wiersze które napisałem niedawno. Są świeże i  mają swój zapach - prawie jak kawa albo chrupiąca buła prosto z piekarni. Mam nadzieję, że te małe poezje wpiszą się w twój dzień i choć trochę oderwą cię od codzienności. Zestaw wierszy mocno refleksyjny, mam nadzieję, że nie będzie zbyt "ciężki".

Pierwszy utwór (strasznie poważnie to brzmi, może lepiej utworek? ;) ) napisany został przy akompaniamencie Jaromira Nohaicy, który śpiewał mi wprost do ucha piosenkę "Telegram" - posłuchaj w trakcie czytania, warto! Melodia sprawiła, że mi się tak jakoś zatęskniło za dziadkiem Adamem. Zabierał mnie często do ogródka, gdzie razem kosiliśmy trawę i jedliśmy drugie śniadanie, a ja mogłem podziwiać z jaką troską traktuje rośliny. Był wojskowym, więc do ćwiczeń i porządnego chodzenia potrafił mnie zmotywować, jak mało kto. Powtarzał: "Dominik, chodź jak kaczka". Chodziło w tym chodzeniu o to, żebym szeroko rozstawiał nogi zamiast dawać je do środka - pisząc to zdanie natychmiast odłączam kolana od siebie i zgrabnie się poprawiam. Jeżówka to wieś, gdzie się urodził.

Drugi wiersz to owoc wieczornych rozmyślanek (rozmyślań brzmiałoby przesadnie) nad swoimi pragnieniami. Bo każdy chce kochać i być wolnym. I jedno bez drugiego nie jest możliwe - to przecież jak Puchatek bez Prosiaczka. Dlatego pojawia się tu mój ukochany Miś, o którym dużo myślę ostatnio (tak, tak, nadal mam 19 lat!).

Życzę dnia pachnącego cynamonem i wolnością,
Cynamonowy Subiekt. 







Tęsknię - STOP - 

Napisałbym do ciebie teraz
do Jeżówki czy gdziekolwiek
telegram, bo nigdy nie pisałem.

Może nawet bym poszedł 
ścieżynką wijącą się 
na nogach jak kaczka
lub prostych jak żołnierz,
bo wiesz dziadek? Już prawie umiem. 

Dobrze, że jest coś takiego jak Niebo.
Wiem gdzie adresować te małe telegramy,
myśli zielone tujami i pachnące
skoszoną trawą i chlebem z pasztetem.

Oj, jakby było dobrze
móc ci zaśpiewać w oczy
tak prosto, dziecięco 
tak przedszkolnie,
że kocham dziadka.

Oj jakby było dobrze,
móc zajść tam do Nieba,
cię zobaczyć, pociągnąć za wąsa,
przytulić się i wrócić. 

Tylko, po co ja bym wtedy wysyłał telegramy?

Tęsknię - STOP - 


Nie kochałbym

Zamknąłbym cię w słoiku
powidła najsłodsze śliwkowe
niczym by były wobec
smaku twojego ciała

Otoczyłbym cię
ściśle najszczelniej jak murem
ramionami silnymi pragnieniem
byś była ciągle blisko

Powiedz mi tylko
muszę to usłyszeć
czy byłabyś wtedy szczęśliwa

Miłość bez pozwolenia
na wolność kochania 
brzęk pustego słoika

sobota, 21 października 2017

PORANEK, czyli Wrocław

Opowiadanie, które zapewniło mi wraz z dwoma pozostałymi osobami, zwycięstwo we wczorajszym konkursie prozy poetyckiej w ramach Festiwalu Bruno Schulza.

Poranek
Jasnowłosa nimfa wyciągnęła mnie z wody, szarpiąc bezceremonialnie. “Pobudka.”, zdawał się mówić - dla równowagi delikatnie -, świat rozlany w kałuży chorego wzroku. Niezwykłe, jak ostrzej przemawia po założeniu okularów.

“To ja!”, krzyczy do mnie najlepsza przyjaciółka. Niegdyś była driadą zaklętą w dębowym drzewie. Teraz spogląda na mnie pełnym wyrzutu spojrzeniem swoich oczu - wnęk okolonych znieruchomiałymi w słusznym oburzeniu półko-brwiami.“Jak mogłeś tak długo na mnie nie patrzeć? Nie jestem ci już potrzebna?”

Musnąłem z nerwową czułością trzecią od dołu brew, czując na wierzchu dłoni specyficzną gładkość. Nie byłem pewny, czy pozwoli mi kolejny raz. Westchnęła z ulgą - zrozumiała, że wciąż jest dla mnie jedyna na całym świecie - i wypuszczając powietrze z przypominającym przesypywanie piasku szumem, wyraziła zgodę. Mój głęboki wdech jak zwykle wydał mi się odwlekaniem nieuniknionego. Oparłem niemal cały swój ciężar na stabilnej brwi o pudrowobrązowym odcieniu, by poczuć, jak driada stęka z miłości do poskręcanego drzewa mojego ciała. Wstałem.
Dwa, wykręcone korzenie przywitały się swoim ściskającym za gardło chrzęstem. Nie wytrzymałem.
“O Jezus, Maria”, wycedziłem przez zgrzytające zęby, choć bez płaczu.  Zawołanie to, nie należy co prawda, do tradycyjnych przywitań ze Stwórcą, ale jak na mgliście mdlący czwartek za oknem, dobre i to. Często, codzienne “Ojcze nasz”, nie brzmi tak szczerze.

Na tle zieleni koloru awokado, drzwi znowu zaczynały kusić mnie swoją niewinną bielą. Ich nieme oczekiwanie zawsze emanowało świętą cierpliwością, a zarazem iście diabelskim przekonaniem, że w końcu będę musiał nacisnąć na klamkę. Pawi śpiew zawiasów oznaczał kolejne zwycięstwo drzwi nad moim lenistwem.

Ująłem w dłonie swoje dwa nagie miecze i wyszedłem z pokoju. 

niedziela, 10 września 2017

Pod słońcem Toskanii 2, czyli PO DESZCZU

Hej! Przed Tobą druga strona dziennika Pod słońcem Toskanii. Chciałbym móc powiedzieć że piszę te słowa leżąc na skąpanej w słońcu plaży albo dopiero co zażywałem kąpieli w basenie. Skupić się na doborze odpowiednich słów nie pozwalają mi jednak bębniące w szyby krople deszczu.

Ulewa jesienna. 10 września. W Toskanii. Pomijając zawiedzione rodzinne nadzieje na letni, niedzielny wypoczynek to świetne doświadczenie.

- - - -
Lało jeszcze w nocy i dziś rano, czyli 11 września. Bo piszę drugą część posta już kolejnego dnia. Problemy z komunikacją, bo deszcz, wiatr i takie tam. Ale dobrze się pisze w takich warunkach, czyż nie drogi panie Staff?

Nie zaoferuję Ci pierwszego napisanego wczoraj wiersza. Zbyt intymny, póki co nie dla wszystkich. Drugi? Dziubałem nad nim i dziubałem a jak już go zgrabnie ułożyłem, to zasnąłem i nie zapisałem go. Więc o 8:52, w autokarze na tylnym rzędzie siedzeń, zaczyna się wykluwać kolejny Ptak Małego Księcia.
O, już rozłożył skrzydła.

Lecisz z nami?
Cynamonowy Subiekt

Lot wzdłuż łuku tęczy

Chmury lecą za mną, nie mogą nadążyć
Akordy gitary elektryzują moją głowę
Tylko po to by zaraz znów krążyć
I uspokajać słuch, oczy, serce, mowę.

Może po to niebo nie nabiera wody w usta
Żeby cię obmyć troskliwie z pyłu życia
Dotknąć i zsunąć się z ramion jak chusta
W kropli twarz orbita nic nie ma do ukrycia

Jim śpiewaj głośniej tę ulubioną piosenkę
O twarzach wyłaniających się z deszczu
Chcę słyszeć słowa i wziąć cię za rękę
Uciec od pary głosów śmichu i wrzeszczu

Zbyt chaotycznie skaczą w przestrzeni
Czasu i dźwięku litery mózg już się męczy
jak głośnik włoskim Felicia my zmęczeni
Zamilkniemy dopiero na widok łuku tęczy

11.09.2017r. 9:43

sobota, 9 września 2017

Pod słońcem Toskanii 1, czyli DROGA

Witaj!
Nie znajdziesz mnie dziś za ladą, bo jestem na "urlopie". Wczoraj wyruszyłem z rodzinką do Toskanii, wracam wieczorem 20 września.

Ale wyjazd to znakomita okazja, żeby napisać coś w rodzaju poetyckiego dziennika podróży. Czasu na rozmyślania i przeróżne nowe doświadczenia jest aż 11 dni. Więc czy nie byłoby cudownie gdyby zostało mi na pamiątkę co najmniej 11 wierszy?

Skąd tytuł na ten niewielki cykl- trochę w tym zaklinania rzeczywistości, bo rzekomo ma trochę padać :D Przede wszystkim, chodzi jednak o film o tym samym tytule. A konkretnie o swoiste poszukiwanie pokoju, pogody ducha i postrzegania życia jako spełniającego się (i wciąż "spełnianego" przez nas samych) daru, jaki otrzymaliśmy. Na wzór głównej bohaterki filmowej opowieści.

Z życiem jest też tak, że są w nim pewne ograniczenia. I ty, i ja z takimi się mierzymy. Moje wzbudziły we mnie tęsknotę za podróżowaniem pełnym doświadczenia przyrody i otoczenia - czyli dokładnie odwrotnym niż to, które niemal zawsze przeżywam. Czy to autem czy busem czy nawet wózkiem. Brak mi drogi przeżywanej z trudem, osobistym fizycznymi nie wysiłkiem, który daje szansę pełniejszego obcowania z przyrodą, światem.
A może ten trud i droga to podróż na całe życie?

Pozdrawiam z Toskanii,
Cynamonowy Subiekt

Moja droga. Nasza droga

To śmieszne - jazda autobusem
wzbudza we mnie
pragnienie - oto śnię
i nagle biegnę dzikim kłusem.

Tęsknię za uczuciem
biegu, trudu, spełnienia.
A- w szybkim skrócie -
tonę w zaokiennych przestrzeniach.

Bo nie doświadczam ich bycia.
Jedynie wciąż widzę za szkłem
platońskich idei odbicia,
co są podróży ledwie tłem.

Wiem- dziś nie dałbym rady
inaczej przeżyć podróży.
Lecz dajmy się zanurzyć
w drodze, przez wyobraźni kaskady.

9.09.2017r. 18:46

piątek, 1 września 2017

Nowonarodzony SYNEK i MĘDRZEC, co się zagubił

Witaj ponownie,
jak dobrze widzieć znajomą twarz. Nie wiedziałem co dziś Ci zaproponować w ten deszczowo - burzowy wieczór. Przeglądając sobie te swoje wierszyk, leciałem w dół dokumentu myszką, szukając czegoś... porywającego, dającego wysublimowaną, intelektualną rozrywkę odbiorcy. Tak jakbym zapomniał, że chodzi po prostu o wiersze. Jedne ładniejsze, drugie brzydsze, ale każde napisane z serduchem. I pamiętam, że kiedyś napisałem parę wierszy w czasie poświątecznym, inspirowane tematyką biblijno - bożonarodzeniową. Ot tak z serducha i z głębi patrząc na to, co w danej chwili odczuwam. 

Tak narodził się SYNEK oraz ZAGUBIONY MĘDRZEC. 

SYNEK, bo wierzę, że i Ty i ja mamy Tatę, który jest przy nas i się o nas troszczy. A gdy odejdziemy od Niego, ten czeka na nas cierpliwie, by, gdy odkryjemy, że bardzo nam Go brak, wybiec nam na spotkanie. Przypowieść o synu marnotrawnym to historia o każdym nas. Jeśli chcesz, posłuchaj.

Teraz o ZAGUBIONYM MĘDRCU. Zagubił się w drodze, choć znał już gwiazdę, miał punkt pozwalający mu orientować się w życiu. Ale porzucił to i znowu zaczął błądzić Brakowało mu pewności, że warto się w gwiazdę wpatrywać i za nią iść. Też tak czasem masz? Zaufaj, warto iść, w stronę tego co piękne, dobre. W stronę Boga.

Osobiście i intymnie się zrobiło. Ale jak ma być, jeśli czyta się wiersze? ;)

Miłego czytania i podążania za gwiazdą,
Cynamonowy Subiekt


SYNEK

Upadł niżej niż świnie,
Muł drażni język i zęby.
Niedługo zginie.
Robaki ciało poszarpią na strzępy,
Kruki wydziobią wątrobę,
Diabeł wrzuci do pustej klatki,
Słychać będzie nad grobem
Cichy płacz ojca i matki.
Wbijało się w serce długo
Nieme, nudne zobojętnienie…
Nagle chce z synalka zostać sługą,
Wrócić do ojca z drżeniem!
Ten zbije go po twarzy
I w brudną ubierze szmatę.
Tylko to się mu marzy…
Innego jednak ma tatę.
Jego serce jak ogień i woda
Co z serca płyną w ciemnym tunelu.
Dla marnotrawnych dzisiaj pogoda
Za synkiem podąża wielu.


 ZAGUBIONY MĘDRZEC

Umarłaś we mnie gwiazdo zaranna,
Kochałem dla ciebie i płakałem.
Od ciebie odwaga zachłanna,
Za Tobą w ślad podążałem.

Ścieżka nie- twoja bardzo ciężka,
Kamienie kłują już w stopy.
Nie wiem kto dzisiaj w sercu moim mieszka,
Oby prędko nadeszły roztopy.

Bo w miękkim lodu krysztale,
Ciepłym od nadmiaru wrażeń,
Ciebie gwiazdo nie ma wcale,
Ni o twoim niebie marzeń.

I oto, ma światła kochanko
Dla ciebie porzucam rozdroża.
Idę tam gdzie żłób, sianko,
Dziecina i Matka Boża.

Niech się pokłonię jak wołek,
Ku ziemi schylając czoło.
Wykonam moralny fikołek
Kolędę nucąc wesoło. 

   

czwartek, 31 sierpnia 2017

HEROD w sierpniu i WSTYD z kuchenną szafką w tle

Witaj,
gdzie jest zapach cynamonu? Może to po prostu moje zmysły stępiły się na tyle, że przestałem go dostrzegać? Albo czuję tylko to, czego chcę doświadczać? Prawda jest taka, że ostatnio nie miałem ochoty czuć tego zapachu, myśleć o blogu, pisani i o osobach, które stwierdziły, że chcą poczytać moją poezję, a nie mogą, bo przestałem się nią dzielić. Uwierało mnie to niczym kamyk w stopę Pana Cogito. Tyle, że jego ból był szlachetny. Dla mnie ten ból ocierał się raczej o wstyd, ale tak samo jak Herbertowskiemu bohaterowi, nie dawał mi spokoju. Mimo to, nadal trzymałem drzwi kuchennej szafki szczelnie zamknięte, żeby nikt nie mógł poczuć zapachu Wierszy cynamonowych. Ale ile można się w tej szafce kulić przed nie wiadomo czym? Więc wyskakuję z niej dzisiaj, otrzepuję strój subiekta (którym o godzinie 15:55 nadal jest piżama) i ruszam do lady, by się z Tobą przywitać. Czym?

Zamiast chleba i soli będzie DZIĘKUJĘ i HEROD.

Dziękuję, tym, którzy regularnie zaglądali na fanpage bloga - tym samym pukaliście raz po raz do kuchennej szafki, bym już z niej wyszedł. Dziękuję moim kochanym fankom (ach, jak to pięknie brzmi!) które spotkałem w trakcie tych wakacji - przypomniały mi, że - kurczę!- umiem pięknie pisać.

A teraz Herod. W sierpniu. Herod w sierpniu - nie ma co, trafiony prezent. Bardzo lubię ten wiersz. Powstał na kanwie Święta Młodzianków. A jako że grałem kiedyś Króla Judei w jasełkach uznałem, że mam prawo zabawić się w grę pt. "Co Herod miał na myśli". Trochę mroczno, ale klimatycznie.

Zapraszam do czytania i do zobaczenia jutro (bo tak!).
Cynamonowy Subiekt

MŁODZIANKI, czyli zapobiegliwe zło

Herod obudził się czując w ustach smak orgii
Orgia to jego całe życie cóż więcej robić
W tak nudnym miejscu jak Judea
Poczuł w żołądku rwącą dłoń
Wypuścił na zewnątrz niestrawionych lokatorów
Obserwując jak zabawnie układają się
W cieknącą plamę na czarno białych kaflach
Natrętna mucha, myśl zbłąkana 
Wypełniła pustkę umysłu:
- Tak ścieka mózg zgniecionej ofiary –
Ten obrzydliwy obraz dostatecznie poruszył
Duszę takiego estety jak on
Zawołał młodą ładną służkę
By podczas pracy zawiesić na niej wzrok
Wszak to zdecydowanie lepszy widok
Niż czyjaś czaszka otwarta
Niczym piekielna przepaść

Herod Wielki – uwielbiał to zdecydowanie źle dopasowane określenie –
Zawsze należał do ludzi zapobiegliwych
Kiedy dostrzega symptomy zmiany swojego humoru
A w pobliżu nie ma żadnej służącej chętnej do zabawy
Doprawia złe przeżycie szczyptą cukru:
Myślą że przynajmniej zauważył iż coś jest nie tak

Niedługo jego umysł czeka ciężka próba
Trzej królowie mieli się zjawić aby opowiedzieć mu
Gdzie jest nowy Król Żydowski
Marna to pozycja szczerze mówiąc
I Herod oddałby mu stanowisko
Gdyby chciało mu się robić cokolwiek innego
Chciało mu się za to urządzać orgie
I cieszyć się niczym niezasłużonym szacunkiem
Bo taki smakuje najlepiej

Wszedł doradca z dziwnie zdenerwowanym wyrazem twarzy
Herodowi brakowało energii by także się zdenerwować
Więc z łaski swojej zapytał czy może nie przybyli już ci Królowie
Milczenie było wymownie bolesne gdyż oznaczało
Że oto rozpoczyna się doniosły proces – Król myśli
Królowie go po prostu zlekceważyli (jak straszne to słowo!)…
Pewnie wstrętni Arabowie znaleźli tego całego uzurpatora
Tylko dlaczego nie przyszli
Dlaczego?

Ratuj swój wizerunek tyranie Herodzie!
Wołała ta część która kazała mu zawołać po służącą
Zawsze dobrze mu podpowiadała więc posłuchał jej i tym razem
Był to wyjątkowo dziwny choć zapobiegliwy pomysł
Bo po co czekać na odszukanie Nowonarodzonego
Skoro można zabić wszystkie dzieci

Tak narodziło się uzasadnione ideologicznie zło
Choć teraz tworzą je esteci
Czaszka nie ścieka na żywo jak rzygi Heroda
Ale za parawanem w białych rękawiczkach.

czwartek, 13 lipca 2017

ZMIANY, powroty i ważne pytania

Witaj ponownie!

Ogromnie za Tobą tęskniłem. Dużo się działo ostatnimi czasy, a wiele nowego jeszcze przede mną. Studia, życie w nowym miejscu pośród nieznajomych ludzi... Ale z drugiej strony radość ze wszystkiego co udało mi się osiągnąć. Czuję się obecnie trochę jakbym niedługo miał otworzyć prezent, tylko nie wiem czy będzie on odpowiadał moim oczekiwaniom. Snuję się po domu szukając sobie zajęcia, marnując czas a pomiędzy tymi zajmującymi czynnościami staram się odpowiedzieć sobie na podstawowe pytania: Kim jesteś? Czy na pewno tego chcesz? Czy warto wstać w południe czy jednak później? Co zjeść na śniadanie? Gdzie jest moja chęć pisania? 

Ha, no właśnie. Chęć pisania jest teraz nieco podobna do mnie. Snuje się po krainie marzeń albo gubi w natłoku zbyt dużej ilości wolnego czasu. Lecz rzadko sprawia, że na kartce lądują nowe słowa. Chciałbym móc powiedzieć, że od kiedy mam te cudowne wakacje piszę jak najęty. Jednak mama zawsze uczyła - nie warto kłamać. 

Miałem za to - jak na moje niezbyt wyśrubowane normy - wiele spotkań
z przeróżnymi ludziskami. 
A to na grillu, a to przed domem siedziała pewna dama bez butów, a to sprawdzałem wraz z przyjaciółmi miękkość trawy w pewnym parku, a to znów przyjaciel dzielił ze mną pokój jak jeszcze całkiem niedawno temu. Szaleństwo na skalę Dominikową (tylko nie tej z Chłopów, tak mam na imię - pozdrawiam kochane humany ).

Jednocześnie rytm życia urozmaicają mi różnorakie wydarzenia sportowe. Nawet udaje mi się o niektórych pisać, co daje niezwykłą frajdę.
Z tej okazji mam dla was anegdotkę z mojego życia.
Pewnej niedzieli, świętej pamięci ciocia, widząc mnie śliniącego się na widok zielonej murawy i biegających po nich chłopków, zadała mi bardzo istotne pytanie: Dominik, a po co ty oglądasz tą piłkę jak ty nigdy nie będziesz w nią grał? Nie cackała się kobieta, trzeba przyznać. Swoim zaangażowaniem w sport postaram się dać jej na to pytanie jak najbardziej wyczerpującą odpowiedź. Szczerze i z serducha - Dzięki, ciociu!

Zanim przejdziemy do wiersza, słówko o blogu - pojawiła się strona
To lubię, gdzie znajdziecie blogi
i twórczość ludzi, którzy mnie inspirują. Polecam tam zajrzeć i zaglądać, bo strona będzie na bieżąco aktualizowana.

Zmiany są częścią życia. Ponieważ wiersze mają być życiowe, napisałem późną porą wiersz o pewnych nieuniknionych przemianach w patrzeniu na świat oraz o niepowtarzalnym czasie, jaki obecnie przeżywam.

Mam nadzieję, że spotkamy się niedługo,
Cynamonowy Subiekt 

PS. Jeśli możecie i macie chwilkę napiszcie mi, czy rozumiecie tę parę zwrotek, czy ten wiersz do was przemawia. W komentarzu lub na fanpage'u. Każda opinia będzie dla mnie motywacją do większej pracy nad stylem i prostotą wiersza.
Bardzo proszę! 



ZMIANY

Gdy kruszy się lód beztrosko rozświetlony,
pęka w miarę tętna moich sztywnych kroków,
brak mi tej dziecinnej, dalekiej zasłony
jeszczemieniaczasu, jakośtobędzia uroku. 

Cele - kółko, kropka, numer, koniec wersu.
Widziałem je z daleka dostępne dla wybranych,
jak komnaty cesarza zamknięte dla plebsu,
sukcesu dym dławiący bezimiennych.

Głupota - partytury nie skrwawiasz opuszkami,
lecz dziwisz się dłoni koślawym strunokrokom.
Czas rozdziera tę zasłonę wskazówek igiełkami,
dając szansę na popis nowym życia widokom.   









sobota, 11 marca 2017

NAWET#2 oraz riposta do samego siebie

Witaj! Z kolejnych opóźnień nie ma się co tłumaczyć, bo mamy wiele rzeczy do nadrobienia. Po pierwsze i najistotniejsze - rozstrzygnięcie konkursu NAWET#2. Tym razem przyszło mi opisać serial Sherlock. Bardzo cieszyła mnie ta propozycja, bo jestem wielkim fanem tej serii. (Jeszcze bardziej ucieszyło mnie, że pojawiło się więcej propozycji, 
za wszystkie serdeczne dzięki!) Zadanie - jak zresztą miało być - 
nie należało do najłatwiejszych. Jeśli treść jest niezrozumiała zachęcam 
do zapoznania się z serialem o mieszkańcu domu przy 221B Baker Street. Utwór powstał w sobotnią noc z 4 na 5 marca... 

Skoro o nocy mowa. Jest taka szczególna noc, gdy możemy oglądać naturalnego satelitę naszej planety w pełnej okrągłości. Widok Księżyca (jak również czołówka pewnej filmowej wytwórni) zainspirował mnie 
do napisania krótkiego wiersza. Każdy z nas lubi czasem gdzieś uciec od życiowych trudności - dobrze mieć swoje schronienie. Problem pojawia się w chwili, gdy uciekamy od wszelkich problemów nawet nie próbując ich rozwiązać. Jest też często tak, że wypełniamy głowę wielkimi marzeniami, chcemy sięgnąć gwiazd, ale często dobrze jest nam tylko i wyłącznie marzyć, bo nie mamy chęci włożyć wysiłku w spełnienie tych pragnień. Głowa to nasza własna, nie hollywoodzka fabryka snów, której jesteśmy właścicielami. Szkoda, że nieraz brak nam chęci bądź odwagi, by choć niektóre sny urzeczywistnić. Każdy z nas czasem tak ma. Ja też. 
Dlatego ten wiersz jest do nas.

Per aspera ad astra! 
Cynamonowy Subiekt     


NIE MA SHERLOCKA NA BAKER STREET?

Metodą natychmiastowej wewnętrznej samoanalizy
dostrzegłem – infantylne pragnienie, smutek, wstyd,
taki dziecięcy; ten pan na brzegu Tamizy
powiedział: Nie, nie ma Sherlocka na Baker Street.

Krew zawirowała wewnątrz mózgu próbówki…
Mikroskop! Zerwiesz z nim do niedzieli.
Nie mam czasu, idę grać w pigułki…
Umrę? Pewnie tak, gdyby on nie wystrzelił.

John to najczęściej powtarzane imię?
Oprócz tego które wydycham przez sen,
ale dopiero po najbliższej rodzinie
- Rudobrodym - czyli Germański Orzeł Irene.

Ha, kalambury? Nie to przebranie dla słowa.
Spróbuj! Myśl „Hound o psie, „Maggie” o Żelaznej Damie.
Mów „Reichenbach”. Myśl: „złamane serce i głowa…?!
Śmieszne to pomyśleć, że byłem, umarłem, żyję a nie kłamię.

Łamię to raczej słowo? Widzę, pan na bieżąco…
I w ogóle jestem chamski? To jak reklamy w BBC Brit.
Nagle Sherlock opuścił scenę w mej głowie drzemiącą,
bo znów pan mówi: Nie ma Sherlocka na Baker Street.

Wymieniliśmy wizytówki nim spostrzegłem Heathrow.
Siedziałem potem w domu tak z marzeń obdarty
jak Marsjasz, przez pana, który we mgle zniknął.
Wypadła wizytówka. Czytam – Jim Moriarty.


RIPOSTA DO FABRYKANTÓW SNÓW
Czyli marzycielom uciekającym tchórzliwie od trudnej rzeczywistości na swój księżyc i tym, którzy nie chcą sięgnąć nieba.

Księżycu słodziutki,
Rogaliczku swawoli,
Ubiorę gwiezdne butki,
By cię tulić do woli!

U ciebie winy lekkie
Jak puszek
Planety wielkie,
A człek okruszek.

I choć tam lekko żyć się musi
wciąż waży tyle samo
lęk wstydliwy strusi
i przejście Piotra bramą.




niedziela, 26 lutego 2017

Wycieczka do EDENU

Witaj po krótkiej przerwie. Otwieram przed Tobą mój sklep z opóźnieniem, bo za mną trzy obfitujące w przeróżne uroczystosci soboty. Za mną między innymi sławna Impreza na Sto Dni przed Maturą. Myślałem sobie wczoraj, czym by Cię uraczyć w związku z tymi przeróżnymi imprezami. Wybór padł na utwór, który zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. 

To było tak: będąc na zeszłorocznym "półmetku" stwierdziłem, że tego typu uroczystość najlepiej okrasić czymś niespotykanym. Wybór padł na (któż by się spodziewał?) wiersz. Pożyczyłem od przyjaciółki żółte pióro 
i notes, jednocześnie rozglądając się w poszukiwaniu czegoś inpirującego w otoczeniu...

A niby co ty możesz napisać siedząc na imprezie? Odę na wodę ognistą, leciutko szumiącą w twojej małej główce? - odezwą się opinie, niepozbawione sensu. Tak się jednak złożyło, że mój wzrok przykuli Ona 
i On. Już wcześniej uważałem, że bardzo do siebie pasują. Przyjemnie patrzyło mi się wtedy na nich, jak siedzieli razem na jednym fotelu. 
W mojej głowie zapaliło się małe światełko, atrament zaczął układać się 
w niezbyt kształtne litery i nagle znalazłem się pośrodku ziemskiego ogrodu Eden... 


NASZE GENESIS
W raju nie było strachu […]
Obejrzeli się jeszcze za siebie. Nie było powrotu
                                             A. Kamieńska „Książka nad książkami”       

Będziemy siedzieć tak razem
ja wtulona w Ciebie, Ty we mnie.
Niech inni tańczą, piją,
kłócą się, gardzą sobą,
całują i nienawidzą...

Nienawidzą…
Słyszysz, jak to brzmi?
Jak trzask trumny.

Wybacz, że mówię to tak dosadnie,
ale dla mnie śmierć to też jest życie.

Kochać i żyć nam trzeba,
Twoje oczy to mój przedsionek raju
Będziemy czyści i tacy sami,
jak pierwszy piorun burzy
po zamknięciu Edenu.
Oni? Przecież widzieli przedtem
dłonie Złotnika korony stworzenia!
Nic nie burzyło tafli Eufratu,
Gdy Ewa wyznawała miłość Adamowi…

Kocham Cię...
Słyszysz, jak to brzmi?
Jak świergot ptaków w Weronie. 



Cynamonowy Subiekt

PS. Oczywiście, utwór doznał paru poprawek stylistycznych od dnia powstania, ponieważ wysyłałem go na jeden z konkursów (stąd np. 
cytat - motto), jednak nie wpłynęły one na trzon utworu, jego zasadniczą treść oraz sens ;)

PS.2 Polecam, by zajrzeć 1 marca na fanpage, bo startuje kolejny konkurs na tytuł! 

niedziela, 5 lutego 2017

Ekstremalny tytuł, czyli NAWET #1

Oto przed Tobą pierwszy, historyczny, niezwykły utwór, laureat jeszcze bardziej niezwykłego konkursu, noszącego dumną nazwę 
Niezwykle Awangardowego Wyboru Ekstremalnego Tytułu. Kolejna edycja konkursu startuje 1 marca. Konkurs miał miejsce - zgodnie z zapowiedzią na fanpage'u -  od środy do piątku godz. 22:00. Ja zaś miałem wstawić posta z konkursowym wierszem w sobotę najpóźniej o 22:00. Zwyciężyła propozycja pewnego zacnego jegomościa, (i w tym momencie następuje kliknięcie w ikonkę fb pod nazwą bloga ;) ), któremu dziękuję ogromnie za wspaniałe zadanie. Tematem wiersza, nad którym pracowałem - piszę to z ręką na sercu - 120 minut był... adenozynotrifosforan!
Trudne? Pewnie, i tak miało być. A skąd to opóźnienie? Tak się jakoś złożyło, że zasiadłem do pisania o godzinie... 21:00  w sobotę ;) 
Tradycyjnie na ostatnią chwilę. Więc, czysto teoretycznie zostałem pokonany, choć w mojej opinii nie był to temat, lecz czas, który przeciekł mi przez palce. Ostateczną decyzję pozostawiam Tobie, lecz najpierw zachęcam do rozsmakowania się w wierszu. Mam wrażenie, że jest nieco zbyt szalony, nawet dla mnie. Odleciałem kompletnie do innego wymiaru tworząc ten tekst. Dla zrozumienia treści króciutki wstęp zredagowany na podstawie Wikipedii, ze wszystkimi potrzebnymi do zrozumienia tekstu informacjami oraz obrazek wzory chemicznego, będący główną inspiracją.

Zaś po utworze o ATP, krótszy, lżejszy i dużo prostszy utwór - refleksja 
na temat ludzkiego serca, tak żeby pozostać w temacie biologii ;)
Miłego odkrywania świata liryki różnorodnie inspirowanej,
Cynamonowy Subiekt



Adenozynotrifosforan, ATP – organiczny związek chemiczny, nukleotyd adeninowy zbudowany z adenozyny z przyłączoną wiązaniem estrowym grupą trójfosforanową przyłączonej cząsteczki. Stanowi nośnik energii chemicznej. Zużywają go liczne enzymy, a zgromadzona w nim energia służy do przeprowadzania różnorodnych procesów, jak np. ruchu.
Jeden z wielu w organizmie związków, z którego czerpie on energię do życia i jego przejawów. Związek ten nie jest magazynowany, tylko tworzony na bieżąco.

Adenozyna - związek chemiczny złożony z adeniny i pierwszego węgla pierścienia rybozy.




ADENOZYNOTRIFOSFORAN
Róży Żabczyńskiej

Nazywam się Adenozyna.
Moi rodzice (gorszych miała chyba tylko Julia…)  
Adenina i najstarszy syn starej Rybozy z Nukleotydowej 7,
zdecydowali, po uzgodnieniu z rodzicami przyszłego męża,
o związaniu mnie z Trójfosforanem.

Byliśmy dosłownie jednym ciałem!
Gdziekolwiek chciałam pójść
uzgadniałam z nim kierunek,
bo inaczej szuralibyśmy w miejscu stopami.
Wyobraźcie sobie,
że ja, co noc przed snem dotykałam się w miejscu naszej obrączki,
- czując pod palcami ten obmierzły kamień estru -
i akurat tej nocy – jedyny i ostatni raz! – nasze dłonie się spotkały…
„Jak w łzawym romansidle.” – pomyślałam.
I zatęskniłam  za dłońmi jakiegoś mojego ukochanego Michała,
który przecież musi być w jakimś pięknym Petersburgu
i kochać jakąś młodziutką kursantkę, co została jego żoną!

Miałam Trójfosforana.
Tego okropnego faceta z odrzucającymi trzema garbami tlenu,
który zawsze, ale to zawsze! ... musiał…
dreptać za mną na przykrótkich nóżkach
i oglądać moje plecy, bo zawsze to ja chciałam być pierwsza.
Wtedy, tamtej nocy, odkryłam,
że on przez całe długie kilkanaście minut
- czas liczy się tu bardziej niż u was -
naszego wspólnego życia na poziomie komórkowym,
zgadzał się ograniczać pole widzenia tylko do mnie,
ponieważ – jak śmiesznie wybrzmiała ta myśl w mojej głowie –
z niewyjaśnionych powodów mnie kochał.

Rano nas zabrali.
Światło neuronów tańczyło w kamieniu estru,
gdy odwróciłam się do Trójfosforana.
Uśmiechnęłam się – na więcej nie starczyło mi odwagi –
i zapytałam, czy może nie chce,
choćby te ostatnie kilka kroków, iść pierwszy.
Uśmiechnął się, jakby rozumiał o co chodzi.
Jednak tyle wystarczyło.

Zanim doszło do rozkładu przez enzymy,
zaśmiałam się z niedorzecznego marzenia,
że ktoś użyje naszej energii,
by obdarzyć kogoś takim szczerym, jak nasz pierwszy,
uśmiechem. 


SERCE
Śpiewa głosem ptaków
lub żałoby nutą.
Trwa ze skromnością maku
albo głazu butą.

Serce - cichy głos czyjegoś pukania do twoich drzwi.

Ze szkła ulane odbija twarze,
Z nici zawodów tkane i marzeń,
Z dnia na dzień czystsze lśni piękniej
czy chroniąc zgliszcze cicho pęknie… ?