wtorek, 8 maja 2018

"Nie kładem się, bojem się, że umrę" (cz.2)


Cześć,
z wielką dumą przedstawiam ci drugą część ważnego dla mnie tekstu. Mój reportażyk (jakoś dziwnie nazywać go tytułem pełnoprawnego przedstawiciela tego gatunku) to opowieść o bliskiej mi osobie i jej zmaganiu się ze starością.


Dziękuję za przeczytanie pierwszej części. Dostałem kilka bardzo pozytywnych opinii, które opublikuję w następnym poście. Dobrze jest wiedzieć, że chociaż przez chwilkę (a dokładniej ledwie parę tysięcy znaków) możemy razem przebywać w świecie stworzonym przez pachnące cynamonem słowa.  

Do następnego razu - oby jak najszybciej, 

Cynamonowy Subiekt


"Nie kładem się, bojem się, że umrę"

Serdeczny palec i powietrze z nieba
Cząstka wolności mogła zostać we wspomnieniach o Ukrainie. Nie mówiła o niej dużo. Zza Buga Stasia przyjechała z rodziną jednym z ostatnich transportów. Nad wspomnieniami o Ukrainie wznosiła się tęsknota za dziecięcą, potem młodzieńczą wolnością: radością, brawurą, zuchwałością. Kiedy starszy brat kazał sobie rower wyczyścić, ona uznała, że nie chce. "Jak byłam mała to wsadziłam palec do takiej maszyny przy której chłopaki były i - o!" - pokazała ciekawskiemu małemu Dominisiowi niczym trofeum, spłaszczony i rozcharatany paznokieć u serdecznego palca.  Niemal się śmiała kiedy to mówiła. Takie to były historyjki, nic wielkiego. Niby były też opowieści o niektórych Ukraińcach co ucinali Polkom piersi, ale to na myśl o Rosjanach tężała jej mina. "Musi to na Rusi, a w Polsce jak kto chce" - mawiała dla żartu. I jakkolwiek dziwnie brzmi to w tym kontekście, mam wrażenie, że nawet w Polsce komunistycznej czuła się wolna, bo to przecież nie Rosja.
Przeciwieństwem kajdanek narzuconych przez chorobę był dla niej różaniec. Jeśli nie modliła się na głos, to tylko poruszała ustami jak rybka wylana z akwarium. Tak łapała świeże powietrze, którego brakowało jej w mieszkaniu. Prosta pobożność, ale szczera. Mówiąc "Jezus Marija" czuło się, że mówi o kimś za kim bardzo mocno tęskni. Nieraz trzeba było jej pokazywać, że oprócz modlitwy trzeba być milszym dla innych i mniej zgorzkniałym, ale na ile mogła, na tyle się starała. Miała charakterek. I sympatię do ojca Rydzyka w pakiecie. 
Wolność widziała w wizerunku Świętej Rodziny w dużym pokoju. Tak starym, że kolory aż wyblakły. Wierzyła, że jak już umrze to spotka ich w kolorze. Że się uwolni od bólu, starości, z którymi nie dawała sobie rady. Będzie święty spokój. Lubiła zdrabniać. Więc często był Jezusek. I jeszcze Ludwiś, czyli mąż, Józia, czyli starsza siostra. Ich też chciała zobaczyć. Co nie znaczy, że śmierci się nie bała.
Raz zadzwoniła do mojej mamy i mówi, że spać jej się chce, zmęczona jest. "Ciocia, to się połóż spać i nie będzie problemu". "Nie kładem się, bojem się, że umrę". Kostucha rzeczywiście przyszła we śnie.

Wolność zamknęła oczy
Ciekawe, czy to się stało kiedy się modliła. Kostucha przyszła znowu i zaczęła, niczym białe włosy z głowy, wyrywać Stasi kolejne wiadomości o świecie. O córkach, które kochała tak mocno, że słowami nie była w stanie im tego przekazać. O wnukach, których zdjęcia kurzyły się w gablotce. Nie wiedziała już, kiedy się urodziła, ani ile "Zdrowaś Maryjo" zdążyła odmówić. Zmienił się stan wiedzy o świecie, zmienił się i świat. Ze Szpitalnej na zakład opieki paliatywnej. Zrobiło mi się niedobrze, gdy tam wszedłem pierwszy i ostatni raz. Bardziej dlatego, że przypomniałem sobie, jak ciocia mówiła w chwilach złości: "Jakbym trafiła do domu opieki, to by się mną zajmowali chociaż". Są słowa, których nie zdążymy pożałować.
Grażyna przyjeżdżała biorąc urlopy na żądanie, niepłatne. Byleby pobyć z mamą tyle, ile się będzie dało. Teresa też przyjechała. Stasia ją poznała. Szarpali się wszyscy, żeby jeszcze Stasia dała radę, wróciła do “Komendowania na Szpitalnej” siedząc dumnie w fotelu i z pilotem w ręce. Ona obserwowała świat z takim zamyśleniem, z jakim patrzyła na wyblakły obraz Świętej Rodziny. 
Tak samo zamyśleni, z oczami pełnymi łez patrzyliśmy na wyblakłą Stasię zamkniętą w ramy drewnianej trumny. Patrzyłem na płaczącego kuzyna, Damiana albo raczej wnuczka Stasi, Damianka i widziałem faceta, który mocno tęskni. Tak jak ona tęskniła za wolnością.
Ciocia Stasia nie potrafiła na co dzień czuć się w pełni wolną. Zwłaszcza, gdy dwa razy odwiedziła ją Kostucha. Dopiero, gdy Kostucha przyszła po raz trzeci, przyprowadziła tę, na którą Stasia czekała ostatnie kilka lat. Ciocia uśmiechnęła się i w jej oczach zatańczyły ogniki, takie same jak na Boże Narodzenie, Wielkanoc, Dzień Babci i jej urodziny. Wolność zamknęła oczy.

0 komentarze:

Prześlij komentarz